Zawsze myślałam, że dążę do partnerskiego związku, w którym pogodzimy wolność i miłość. Przeczytałam tysiąc książek i artykułów o tym, że podstawą zdrowej relacji jest dobra komunikacja. Że przy dobrej woli, dwoje ludzi może usiąść i krok po kroku wymienić swoje obserwacje, wspólnie rozwiązać problemy. Tymczasem mój chłopak (który mógłby się zdziwić, że tak go nazywam) nie jest zainteresowany pracą nad relacją – kiedy jest dobrze, jest dobrze, a kiedy chcę czegoś, co mu nie pasuje, na przykład rozmowy albo spotkania, odsuwa się. W ten niemy sposób daje mi ultimatum: dostosuj się albo zniknę. Przyciśnięty do ściany gada jak z sitkomu: „Jak coś jest, to jest, nie ma sensu o tym rozmawiać”. A ja niestety godzę się na to. 

Koszty są ogromne. Moje poczucie wartości rozbija się w drobny mak, pojawia się dojmująca samotność i poczucie, że jestem niewystarczająca, bo przecież nie zasłużyłam na jego czas i uwagę. Zwykły gorszy dzień zmienia się w poważny kryzys, a po wsparcie mogę pójść tylko do przyjaciółek. Tyle że one widzą więcej, więc powtarzają okropne pytanie: „To po co z nim jesteś?”.

Zakochanie, podobnie jak relacja miłosna, to decyzja, którą w swoich serduszkach, ale też głowach podejmują dwie osoby. Ja myślałam tak: „On nie rokuje, ale dam mu szansę, może ten chłopak potrzebuje czasu?” Wierzyłam albo chciałam wierzyć, że niedostępność to gra. Zafascynował mnie nieprzeciętną osobowością i inteligencją. Nie chciałam, żeby czar długich spacerów i romantycznych kolacji tak szybko prysł. Trochę głupio się przyznać, ale pewnie miałam nadzieję, że będę tą, która go odczaruje. Może nawet ta misja rozbijania pancerza, roztapiania lodu czy przedzierania klosza dawała mi dodatkową motywację.

Ale po pół roku raport wygląda marnie: czuję się samotna, bliskość fizyczna nie pogłębia bliskości emocjonalnej, w dodatku walcząc, tak zaangażowałam się w związek (którego właściwie nie ma), że trudno mi wyobrazić sobie innego mężczyznę. Czuję się jak w pułapce, tylko nie wiem, kto ją zastawił – on czy ja.


Reposted from kejtisgrejt